Maroko – świat kolorów, zapachów i światła

Maroko – świat kolorów, zapachów i światła
Kwiecień 2025
Trasa: Agadir → Marrakesz → Ouarzazate → Zagora → Erg Chebbi → Erfoud → Tinghir → Taliouine → Taroudant → Agadir
Ostatni oddech przed sezonem
Zanim znowu wejdziemy w wir ślubnego sezonu, postanowiliśmy złapać kilka głębszych oddechów – w zupełnie innym świecie. Maroko było idealnym wyborem. To kraj, który nie tyle się zwiedza, co się go doświadcza wszystkimi zmysłami. Od hałaśliwych souków Marrakeszu, przez filmowe pejzaże pustyni, po senne miasteczka południa – każdy dzień był inny, każdy kadr miał swoją historię.
Nie zabraliśmy całego sprzętu, ale i tak aparat (jak zwykle) odpoczywał razem z nami – czyli… w ręce non stop. Filip szczególnie cieszył się na możliwość łapania ulicznych scenek – bo Maroko to raj dla każdego, kto lubi prawdziwe, nieskrywane życie w obiektywie.
Marrakesz – chaos, kolory i magia ogrodów
Nasza podróż zaczęła się w Agadirze, ale Marrakesz był pierwszym miejscem, które naprawdę nas wciągnęło. Głośne, intensywne, trochę przytłaczające – ale hipnotyzujące. Spędziliśmy tam dwa dni, spacerując po medynie, zaglądając w alejki, które z pozoru prowadziły donikąd, a kończyły się… jakimś bajkowym patio.
Największe wrażenie zrobiły na nas ogrody Yves Saint Laurent (Jardin Majorelle) – oaza koloru i ciszy pośród miejskiego zgiełku. To było miejsce, w którym chcieliśmy zatrzymać się na dłużej – i nie tylko ze względu na kadry.
Filmowe Maroko – od Ouarzazate po pustynię
Z Marrakeszu ruszyliśmy w stronę Atlasu i Ouarzazate – znanego jako „afrykańskie Hollywood”. Zwiedziliśmy tam legendarne Atlas Studios, gdzie kręcono m.in. „Gladiatora” i „Grę o Tron”. Ogromne dekoracje, puste ulice z fasadami z kartonu – klimat jak z planu, na którym zaraz ktoś krzyknie „action!”.
Z każdym kilometrem na południe krajobraz stawał się coraz bardziej surowy. W Agdz i Zagorze – w dolinie Draa – światło zmieniało się z godziny na godzinę. Potem – pustynia. W drodze na wielbłądy jechaliśmy terenówkami przez bezkresny, pylący krajobraz, zatrzymując się w namiocie pośrodku niczego, gdzie gospodarze poczęstowali nas mocną, gorącą herbatą.
Pod ziemią i wśród skał – Erfoud, Tinghir i więcej zaskoczeń
Jednym z najbardziej niesamowitych miejsc było podziemne miasto, gdzie ludzie nadal żyją schowani przed słońcem. To doświadczenie pokazało nam zupełnie inne oblicze Maroka – nie pocztówkowe, nie filmowe, tylko realne. Proste życie i niesamowita adaptacja do klimatu.
Później przyszedł czas na bardziej klasyczne „widokówki” – jak wąwóz Todra i okolice Tinghiru, gdzie skaliste ściany grały z nami w grę światła i cienia. Tam aparat właściwie sam naciskał spust – wystarczyło być we właściwym miejscu i nie mrugnąć.
Taliouine, Taroudant i… ostatnie słońce w Agadirze
Ostatnie dni spędziliśmy w klimatycznych, mniejszych miejscowościach. W Taliouine zachwycił nas kolor ziemi i zapach szafranu, w Taroudant – lokalny bazar, na którym czas jakby się zatrzymał. A Agadir, od którego wszystko się zaczęło, pożegnał nas piękną pogodą i pierwszym w tej podróży prawdziwym opalaniem – dopiero ostatniego dnia!
Co przywieźliśmy z Maroka?
Poza zdjęciami – wiele emocji. Spokój i inspirację. Nowe spojrzenie na światło i kolor. I przypomnienie, że każda podróż – nawet ta przed rozpoczęciem intensywnego sezonu – daje więcej, niż zabiera.